23 września w Nowym Jorku odbył się Szczyt Klimatyczny. Z tej okazji pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie wrócić do książki, która porusza jedno z bardziej palących kwestii odnośnie przyczyn zmian klimatu. A czynnikiem tych zmian jest mówiąc oględnie mięso. „Milcząca arka” to nie tylko klasyka książek prowegetariańskich, ale też demaskacja przemysłu mięsnego i wpływu wielkich potentatów mięsnych na politykę.
Brak współczucia jest oznaką braku człowieczeństwa.
„Milcząca arka” jest pozycją dość starą, ale wciąż aktualną. Jej autorka Juliet Gellatley to założycielka fundacji Viva! – organizacji zajmującej się ochroną praw zwierząt oraz promowaniem zdrowego stylu życia i żywienia. Wcześniej była dyrektorką Brytyjskiego Towarzystwa Wegetariańskiego.
W książce przeplata się kilka wątków: ekologia, zdrowie i wyzysk. Przede wszystkim Juliet obnaża wszystkie argumenty hodowców, którymi bronią jakość (a raczej jej brak) swych hodowli, przycinanie dziobów, wycinanie zębów, ciasne klatki, itd. Jako osoba, która odebrała wyższe wykształcenie z zoologii i psychologii ma dużo do powiedzenia odnośnie naturalnych instynktów zwierząt hodowlanych i wpływu sposobu hodowli na ich stan zdrowotny, a co za tym idzie na jakość mięsa.
Kanibalizm i agresja wśród prosiąt jest wynikiem braku ruchu i braku możliwości zabawy.
Książka jest trochę wstrząsająca, bo obnaża gorszą stronę człowieczeństwa, w której nie ma miejsca na empatię dla naszych mniejszych braci. Pokazuje życie milionów zwierząt hodowlanych, które dzień w dzień cierpią katusze, aby na naszym stole mogła zagościć szynka i schabowy. Juliet nie pomija też opisu rzezi, a sposoby zabijania zwierząt hodowlanych były zdaje się inspiracją dla reżysera serii filmowej „Piła” , czy innego równie krwawego horroru..
Pierwszym etapem w rzeźni (kurcząt) jest zawieszenie głową w dół na taśmie i zanurzenie głów w wodzie pod prądem. Ogłuszone ptaki mają podrzynane gardła i trafiają do wypażarki. Jak wskazują kontrole wiele ptaków trafia do wypażarki jeszcze żywych.
Dalej Juliet wskazuje, że mięso które współcześnie jest produkowane ni jak ma się do jakości mięsa z czasów przed hodowlą masową, a co więcej może nam poważnie zaszkodzić.
Krem miętowy to niewielkie, okrągłe, ropiejące wrzody, które wycinane są podczas porcjowania mięsa.
I w końcu pozostaje kwestia ekologii. A więc problem zużycia wody, wycinanie lasów deszczowych, zakwaszanie gleby i emisja metanu do atmosfery. A to tylko nieliczne z wielu problemów wynikających z masowej hodowli. Żeby tego jeszcze było mało Juliet pokazuje jak wiele zasobów marnujemy, jak nisko cenimy życie zwierząt, które w naszych oczach jest mało wartościowe. Bardziej opłaca się przypadkowy przyłów przerobić na pastę do butów, niż posłać do biednych społeczeństw jako cenne źródło białka.
Książka z typu „must read”. Liczby pojawiające się w książce są oczywiście już nieaktualne, ale tym bardziej wstrząsające, bo od ukazania się książki musiały znacznie wzrosnąć. A więc ilość dziennie zabijanych zwierząt, liczba głodujących i umierających ludzi, powierzchnia wycinanych lasów, ilość czystej wody – o ile te liczby wzrosły przez te kilkanaście lat od ukazania się książki?
Ostatni rozdział książki zachęca do działania i wnosi powiew nadziei. Warto zrezygnować z mięsa choćby kilka razy w tygodniu. Dla zwierząt, dla siebie i dla środowiska.
Na każdą osobę, która przeszła na dietę wegańską przypada 0, 4 ha ocalonego lasu deszczowego.
Więcej książek znajdziesz klikając w poniższą grafikę.