Przyjęło się, że wszystko co jest na topie przychodzi do nas z za zachodniej granicy. I tak też było z ruchem zero waste, ale jedynie z nazwy i sformułowanej ideologii, bowiem to m.in. Polacy, a dokładniej nasi dziadkowie i pradziadkowie byli pionierami zero waste.

No dobrze, ale co to jest ten zero waste? Pojęcie ’zero waste’ oznacza dokładnie 'zero odpadów’, 'zero śmieci’. Ruch zero waste promuje minimalizm, slow life, ekonomiczne wykorzystanie zasobów i życie bez zbędnego marnowania tych zasobów. A kto potrafi lepiej gospodarować dobrami materialnymi, jak nie ten, kto ma ich mało? Na zachodzie jest to w głównej mierze nowa moda, ale jej zaletą jest szerzenie świadomości ekologicznej, walka z plastikowymi opakowaniami, powrót do rzeczy wielorazowych, a więc oszczędzanie zasobów, a także wskrzeszenie zwyczaju naprawiania w zamian za wyrzucanie i kupowanie nowych rzeczy.

Tak naprawdę ruch zero waste można opisać tymi trzema hasłami:

co to jest ten zero waste?-filary

Oszczędzaj zasoby, a więc zrezygnuj z wszelakich jednorazówek, nie lej wody kiedy nie musisz, nie świeć światła kiedy nie potrzeba, nie bierz słomki do napoju jeśli nawet z niej nie korzystasz, etc.
Nie marnuj – kupuj tyle jedzenia ile potrzebujesz, sklepy i targi są wszędzie, otwarte w różnych godzinach, nie musisz kupować na zapas ilości jedzenia pozwalające przetrwać armagedon. Zacznij kompostować – zmniejszy się ilość śmieci zmieszanych w Twoim gospodarstwie domowym. Masz stare swetry, w których nie chodzisz? Nie wyrzucaj! Oddaj komuś, albo przerób na modne ozdoby. Nalałeś za dużo wody do wanny? Możesz nią spłukać toaletę, etc
Szanuj to co masz, dawaj nowe życie starym przedmiotom, wymieniaj się, naprawiaj, nie wyrzucaj, ale i nie kupuj jeśli nie musisz.

Według mnie ruch zero waste wprowadził styl życia naszych dziadków na wyższy poziom wtajemniczenia. Gdy zaczynamy skanować nasz tryb życia, nasze przyzwyczajenia, to w pewnym momencie odkrywamy bolączki nękające świat XXI wieku, ale też poznajemy narzędzia i metody, aby się im przeciwstawić. Zagłębiając się w temat wiele kwestii da Wam dużo do myślenia i zrewiduje Wasze podejście do wielu spraw. Np. czy będąc zero waste można bez wyrzutów sumienia jeść mięso i nabiał? Albo czy kupując w sieciówkach jestem zero waste?

Moim absolutnym idolem i niedoścignionym wzorem do naśladowania w „duchu zero waste” jest moja babcia.

Kto jak nie ona ganiła mnie żeby lodówkę otwierać jedynie na sekundę potrzebną do wyciągnięcia lub włożenia produktu, kto upominał, żeby nie lać tyle wody podczas zmywania naczyń, nie marnować jedzenia, nie, nie i po tysiąckroć nie wypaliło we mnie trwały ślad. Od dziecka miałam wpajany szacunek do zasobów, do jedzenia i do rzeczy materialnych, więc można powiedzieć, że nie jestem zupełnym żółtodziobem w temacie zero waste. W moim obecnym stylu życia z pewnością pomogła mi też troska o przyrodę. Np. filmy o żółwiach połykających foliowe woreczki zniechęciły mnie do tego rodzaju opakowań na długie lata zanim Bea Johnson (liderka ruchu zero waste, możecie o niej co nie co przeczytać w moim starszym wpisie: klik) wpadła na pomysł ograniczenia rocznych odpadów do zawartości słoika.

Jest dla mnie oczywiste, że jeszcze długa droga przede mną i pewnie nigdy ni będę taka „zero wasteowa” jak moja babcia, która czasami do przesady używa jednej szmatki do mycia, mimo, że jest w niej więcej dziur niż w szwajcarskim serze. Pewnie też nigdy mi się nie uda zmieścić z roczną produkcją śmieci całej mojej rodziny w jednym słoiku. Ważne żeby nie dać się zwariować czyimś obsesjom i rojącym się jak grzyby po deszczu modom lifestylowym. Warto jednak od jednych i drugich zebrać całą kwintesencję i małymi kroczkami wprowadzać podpatrzone pomysły do swego życia.

Nieważne jakie będą Wasze motywy: ciekawość, chęć podjęcia wyzwania, czy dbałość o środowisko. Nie chodzi o to, czy rocznie wyprodukujesz jeden słoik śmieci, czy dwa, ale o wybory jakich będziesz dokonywał na co dzień i skutki tych wyborów.

Podejmując krok na drogę zero waste zyskasz:

Mam nadzieję, że teraz, gdy ktoś zapyta Cię „a co to jest ten zero waste?” to będziesz potrafił/a dać odpowiedź. A jeśli ta idea jest bliska Twojemu sercu i masz ochotę dowiedzieć się o niej czegoś więcej, albo zainteresować nią innych, to polecam książkę Kasi Wągrowskiej Życie zero waste” – książka wpisana w polskie realia, dzięki czemu bardziej strawna dla początkujących.
Świetnym źródłem wiedzy jest oczywiście strona internetowa Kasi ograniczamsie.com, a także strona internetowa Agnieszki ekologika.edu.pl

3 odpowiedzi

  1. Bardzo fajny wpis, ja też mam kilka 'zero wastowych’ rzeczy po babci. Z takich nie do dostania używam (głównie w lato) plastikowych łubianek, mam też cały stos chusteczek wielorazowych, które spędziły kilka dekad w szafie (babcia nie była minimalistką;) ). Używam też maszynki na żyletki po dziadku męża.

    1. A ja dawno, dawno temu Tacie wyrzuciłam taką maszynkę, bo myślałam, że już nie używa! Do dzisiaj oboje tego przeżyć nie możemy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *