Od kilkudziesięciu już lat toczy się walka pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami stosowania pestycydów w rolnictwie. Jak się jednak okazuje pestycydy mają ważne zastosowanie nie tylko w rolnictwie. W dzisiejszym wydaniu Onetu czytamy o walce z gorączką denga w Nikaragui. W tej ciężkiej walce stosowane są właśnie pestycydy.
Czym jest denga? Zwana również gorączką krwotoczną jest chorobą wirusową przenoszoną przez komary z rodzaju Aedes.
Choroba charakterystyczna dla strefy subtropikalnej i tropikalnej objawia się wysoką gorączką, krwotokiem, silnym bólem stawów, głowy, gałek ocznych, również wysypką, i prowadzi do śmierci.
Na dzień dzisiejszy nie istnieje szczepionka, ani też skuteczne leki antywirusowe, istnieje więc tylko możliwość leczenia objawowego. Naukowcy prowadzą badania nad skuteczną szczepionką, a tymczasem władze narażonych państw prowadzą walkę z źródłem choroby, czyli z komarami. Najbardziej popularnym środkiem są pestycydy, które niestety nie są wysoko skuteczne, a dodatkowo mogą powodować u ludzi alergie, zatrucia, czy wysypki. Na pomoc ruszyła więc inżynieria genetyczna, „produkując” genetycznie zmodyfikowane komary, które zapładniając rodzime owady, wydają na świat osłabione potomstwo, które nie dożywa do okresu dojrzałości płciowej. I tu przychodzi na myśl stara sentencja: dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Inżynieria genetyczna jest względnie młodą gałęzią nauki, z różnych zakątków świata dochodzą głosy, o produktach zmian genetycznych, które wymknęły się spod kontroli. Skąd więc mamy pewność, że komary które mają powodować śmiertelność całej populacji, nie zmutują, lub nie stworzą nowej linii, odpornej na pestycydy i jeszcze bardziej groźnej dla człowieka?
Wróćmy do kwestii pestycydów i walki z komarami. W 1874 roku powstał związek DDT, a w 1948, szwajcar Paul Müller otrzymał nagrodę Nobla za odkrycie cudownych właściwości tego środka owadobójczego. Podczas II wojny światowej, był używany do walki z tyfusem plamistym, roznoszonym przez wszy. W latach 60. XX wieku był stosowany na całym świecie w potężnych ilościach. W krajach narażonych, stosowany był do walki z malarią, i wielu krajach doprowadził do prawie całkowitego zlikwidowania choroby. Wielki koniec popularności tego związku nastąpił po głośnej sprawie opisanej szeroko w książce „Silent Spring” Rachel Carson. W latach 1950 – 1960 do Jeziora Clear Lake w Kalifornii wlano 20 000 l 30% DDT, w celu zwalczenia muchówek z rodzaju Scaridae. Środek zadziałał, niestety objawiły się negatywne skutki uboczne, do tej pory niezanotowane. Nad jezioro zawitała wiosna, ale była to wiosna upiornej ciszy – do tej pory wiosna była pełna hałaśliwych ptaków, czas jakiś po zastosowaniu środka owadobójczego, ptaków nie było. W ten sposób odkryto smutną prawdę. DDT kumulowało się w środowisku i zwierzętach w nim żyjących, natomiast na kolejnych etapach łańcucha pokarmowego następował wzrost stężenia insektycydu, co nazywamy biomagnifikacją. Najbardziej narażone były więc ptaki drapieżne, ale wszystkie gatunki zapłaciły straszną cenę walki z owadami. Najpoważniejszym skutkiem oddziaływania DDT na ptaki była produkcja jaj o pergaminowej skorupie,w wyniku czego jaja pękały tuż po wykluciu i nie rodziły się nowe pisklęta.
Po burzliwej aferze w Stanach Zjednoczonych zabroniono stosowania tego środka, wkrótce też większość państw świata wycofała z użycia ten środek. Jednakże zasługi jakie środek ten miał w walce z malarią i przerażające żniwo jakie pociągnęło za sobą wycofanie go w krajach borykających się z malarią, sprawiły, że DDT na powrót przywrócono do łask właśnie w celu walki z malarią.
Jak sprawić żeby wilk był syty i owca cała? Niestety na to pytanie jeszcze długo nie będziemy mieć odpowiedzi, może więc warto wszelkimi środkami walczyć o życie ludzkie, mając nadzieję, że sami nie kopiemy sobie dołków pod trumnę.