fbpx

Wielki Post dobiega już końca i pomimo, że nie każdy z nas pości przez 40 dni, to warto przeczytać o tym jak radzili sobie z postem nasi przodkowie. A Ci to mieli wyobraźnię! Stąd właśnie wzięły się pewne zawiłości w systematyce zwierząt okresu średniowiecza w stosunku do obecnych czasów. Dziś więc o średniowiecznych daniach postnych, czyli o tym jak oszukiwano w okresie postnym.

Średniowieczny post

W okresie średniowiecza różnego rodzaje posty obowiązywały w Polsce przez blisko połowę roku. Zasady postu były wtedy bardzo surowe i często obok mięsa nie wolno było spożywać również jajek oraz nabiału. Nie uważano jednak ryb za mięso, spożywano słodycze, pito również wino. Aż do XVII wieku poszczono w każdą środę, piątek oraz sobotę. Był Wielki Post, święta Maryjne, różne posty z okazji świąt ruchomych. Istniały również dni suche, czyli 3 dniowy post ścisły raz na kwartał – nawiązanie do słowiańskiej tradycji zmiany pór roku.

Polski Post praojcem weganizmu?

Idea postu została zaczerpnięta z tradycji krajów śródziemnomorskich, gdzie podstawą diety były rośliny, ryby, chleb i oliwa. W Polsce zakazane było spożywanie tłuszczów zwierzęcych, a oliwa była dostępna tylko dla bogaczy, dlatego ówcześni kucharze zaczęli pozyskiwać tłuszcze i „mleko” z dostępnych w Polsce roślin. Tłoczono oliwę z konopi i lnu, z migdałów pozyskiwano „mleko”, z którego powstawały sery. Robiono wymyślne pasztety i kiełbasy, które zaprawiano dużą ilością przerozmaitych ziół.

Średniowieczne dania postne

Ale jak tu żyć, kiedy przez pół roku trzeba pościć?! Z pomocą przyszła wyobraźnia i kuchenne eksperymenty do tworzenia wykwintnych dań postnych. A wyrafinowaną pomysłowością w omijania zakazu spożywania mięsa wykazywali się przede wszystkim mnisi. To właśnie mnisi zaczęli tworzyć stawy hodowlane, do których wpuszczano zwłaszcza tłuste gatunki ryb, aby w okresie postnym było czym wypasać brzuchy. Ale czas przejść do znaczniej bardziej wyrafinowanych „smaczków”.

Co jest rybą, a co nie?

Wobec licznych zakazów i znudzenia rybą pojawiły się dyskusje nad tym co jest rybą, a co nie jest rybą. Wszelkie zwierzęta pływające uznano za zwierzęta zimnokrwiste, a więc postne. Spożywano więc bobry, które dodatkowo mają przecież łuskę na ogonie. Jadano żółwie, a w północnej Francji mnisi polowali na maskonury. Z kolei w Anglii jadano delfiny, a także morświny, które zwano nawet świniami mórz. Również gęsi bernikle białolice padły ofiarą mocno naciąganej systematyki. Gęsi te żyją i rozmnażają się na kole podbiegunowym, lecz na tamtejszą zimę przylatują do Europy. Średniowieczni mnisi w swej chytrej mądrości uznali, że skoro te gęsi nie wykluwają się z jaj (bo nikt tego nie zaobserwował), to nie są ptakami. Skąd się więc biorą? Ha, ten kto to wymyślił, powinien zostać nominowany do antynobla! Otóż stwierdzono, że gęsi te wykluwają się z pąkli przyrośniętych do korzeni, skał i wielorybich grzbietów!

A na koniec coś naprawdę mocnego i równie mocno obrzydliwego. Otóż kler uznał płody i noworodki królicze za zwierzęta wodne, a więc dopuszczalne było ich spożycie nawet w okresie Wielkiego Postu. Stąd też wzięły się przyklasztorne hodowle królików.

Jakie jeszcze praktykowano dania postne w tej epoce? Jeśli interesuje Cię ten temat to odsyłam do książki „Kapłony i szczeżuje” Jarosława Dumanowskiego, gdzie znajdziesz szczegóły dawnej kuchni polskiej.

Zarówno na książki jak i e-booka dostaniesz teraz taniej!


A jeśli jednak skłaniasz się do tradycyjnego postu to odsyłam do postów związanych z WEGANIZMEM 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *