Pierwszego października minął rok od kiedy przestałam jeść mięso. Z tej okazji chciałam Wam polecić książkę Barbary J. King „Osobowość na talerzu – Kim są zwierzęta, które zjadamy?„.
Nie wiem czy to zamysł tłumacza, czy oryginalne słowa Barbary, ale bardzo podoba mi się używanie w tekście słowa „fajne”. Barbara jest emerytowaną profesorką antropologii, ze sporym dorobkiem naukowym, więc odnalezienie w tekście tego typu pospolitych sformułowań sprawia, że od razu zaczyna się ją lubić i jeszcze lepiej się ją czyta. Barbara ma swoje zdanie, nie ukrywa swojej irytacji wobec pewnych praktyk, ale w żadnym wypadku nie moralizuje i nie próbuje na siłę nawrócić wszystkich na weganizm. Duże wrażenie zrobiła na mnie swoboda z jaką porusza się po różnych dziedzinach nauki. Doceniam ogrom pracy jaką włożyła w książkę, ocean literatury jaką przejrzała, ilość wywiadów które przeprowadziła i ilość miejsc, które odwiedziła. I pomimo, że książka w zasadzie ma smutną tematykę to jest napisana tak lekko, tak przyjaznym językiem i z takim zdroworozsądkowym podejściem, że na prawdę przyjemnie i szybko się ją czyta.
Barbara J. King przedstawia nie tylko zwierzęta będące najpopularniejszym źródłem mięsa, czy egzotyczne nowinki, ale też rosnące w popularność w świecie gastronomii owady. Kolejne rozdziały poświęcone są:
- owadom i pajęczakom
- ośmiornicom
- rybom
- kurom
- kozom
- krowom
- świniom
- szympansom.
Pierwszy przedstawia modę na etnomofagię, czyli zjadanie „robali”. W wielu częściach świata owady i pająki od wieków są dobrym źródłem białka, ale wraz ze wzrostem światowej turystyki wzrosło zapotrzebowanie na egzotyczne doznania kulinarne. I o dziwo „robali” możemy zakosztować nie tylko na ulicach krajów azjatyckich, ale i w modnych restauracjach Nowego Jorku. Jestem pewna, że każdy kto tak jak ja próbował np. grillowaną szarańczę nie zastanawiał się nad tym jakie miała życie i jak została pozyskana na okazję mojej wakacyjnej atrakcji kulinarnej. Na świecie powstaje coraz więcej farm owadów, które zdecydowanie mniej szkodzą środowisku, są bardziej wydajne przy mniejszym nakładzie funduszy i krótszym czasie oczekiwania na przyrost białka gotowego do spożycia. I tu pojawia się pytanie, czy postawić na etnofagię i zrezygnować z hodowli przemysłowej ssaków, czy hodowanie i zabijanie owadów też jest moralnym złem?
Czy wiecie, że ośmiornica jest największym i najbardziej inteligentnym bezkręgowcem? W 2013 roku Unia Europejska ogłosiła, że głowonogi jako jedyne bezkręgowce należy traktować humanitarnie. I to tyle teorii, bo wciąż europejczycy zajadają się sałatką, czy gulaszem z ośmiornicy. Jest ona też przysmakiem w Stanach Zjednoczonych, ale głównym konsumentem jest chyba Korea Południowa, w której istnieje tradycja zjadania żywych ośmiornic, co nawiasem mówiąc może skończyć się śmiercią dla konsumującego. Jeśli nie wiecie nic o ośmiornicach to ich los może się Wam wydawać dość obojętny. Ale już Barbara się o to postarała, żebyście spojrzeli na nie innym okiem.
A co z rybami, tymi głupimi stworzeniami o zamulonym spojrzeniu? Wielu specjalistów twierdzi, że nie odczuwają bólu, bo ich mózgi są inaczej zbudowane niż nasze. Jednak obserwacje tych wodnych kręgowców przemawiają za czymś innym. I znów, jak w każdym rozdziale Barbara przedstawia całą otoczkę związaną z konsumowaniem danej grupy zwierząt i skutkach tej konsumpcji. A w przypadku konsumpcji ryb skutki środowiskowe są przeogromne, a dalsze rezultaty powszechnego przełowienia mogą być dla nas katastrofalne.
A co z hodowlami przemysłowymi? Czy dużym nietaktem będzie przyrównanie tych farm do obozów koncentracyjnych? Gdzie pracownicy nad stłoczonymi w okropnych warunkach zwierzętami po prostu się pastwią? A czy farmy z zieloną trawką i dużymi wybiegami dla zwierząt są lekiem na całe zło, skoro cel prowadzenia farmy jest i tak ten sam i kończy się przedwczesną śmiercią zwierząt ją zamieszkujących? Barbara przywołuje przykład właśnie takiej farmy, na której każde zwierze ma swoje imię, po czym właściciel farmy obrabia mięso i komentuje jakim zwierzęciem było to co własnie tnie na mniejsze kawałki. Są też optymistyczne fragmenty o tym jak ludzie przestali jeść świnie, bo kojarzyli je z jakąś sławną w ich okolicy charyzmatyczną świnką. Mam jednak wrażenie, że dominują te pesymistyczne opowieści.
Dużym szokiem był dla mnie rozdział poświęcony szympansom. Owszem, miałam świadomość, że je się małpy, ale nie wyobrażałam sobie, że są zjadane te najbliżej nam spokrewnione naczelne! I nie mówimy tu o pojedynczych przypadkach, ba mięso szympansów bynajmniej nie trafia jedynie do garnków plemion żyjących w buszu, czy dżungli.
Instytut Jane Goodall szacuje, że w Republice Konga w ciągu roku ginie na mięso 295 szympansów.
A mówimy tu tylko o jednym z afrykańskich krajów, gdzie występują szympanse. W dużej mierze mięso trafia do biednych rodzin nie tylko jako źródło trudno dostępnego białka, ale też ze względu na rytuały i uroczystości, do których elementy ciała małp są niezbędne według tamtejszych wierzeń i zabobonów. ALE, czy wiecie, że mięso szympansów można znaleźć w restauracjach krajów europejskich? Oczywiście jest to proceder nielegalny, a w menu nie przeczytacie, że jest to mięso z szympansa, ale afrykańscy imigranci, czy europejscy koneserzy potrafią dopilnować, żeby na ich talerzu znalazło się to czego oczekują. Ten rozdział zdecydowanie najtrafniej pasuje do tytułu książki, bo czy to szympanse żyjące w niewoli, czy szympansy na wolności mieszkające w dużych grupach, dają się poznać jako unikatowe jednostki, wyróżniające się charakterystycznymi dla nich cechami.
Przesłanie jakie płynie z tekstu jest bardzo proste i koresponduje z tytułem książki – to co trafia na nasze talerze to nie jest po prostu mięso. To fragmenty ciała nieżywego stworzenia, które wiodło lepsze lub gorsze życie, które odczuwało i które chciało żyć. Patrząc na książkę jako całość nie do końca utożsamiam ją z jej tytułem, według mnie jest nieco nie trafiony. Istotniejsze według mnie jest uznanie, że zwierzęta są zdolne do odczuwania emocji, a jeśli tak, to osobowość jest obrazem dominujących emocji danego osobnika. Wszystkie rozdziały są próbą znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy mamy prawo do zabijania i zjadania istot, które potrafią odczuwać. I podczas gdy to pytanie przy ssakach, czy nawet rybach wydaje się dość oczywiste, to już przy bezkręgowcach nieco traci swą moc.
Niemniej jednak, nieważne czy patrząc na emocjonalość, czy osobowość istot żywych, książka jest warta przeczytania. Jest to dobra lektura nie tylko dla wegan, nie tylko dla zielonych aktywistów, ale dla każdego kto lubi zwierzęta, kto zajmuje się zwierzętami, kto lubi podróżować i smakować lokalne potrawy, ale też każdego kto lubi czytać dobre reportaże ubrane w słowa powieści.
Post powstał przy współpracy z Grupą Wydawniczą Foksal.